Odwrócona emigracja. Mieszkańcy Europy Zachodniej jadą za pracą do nas i znajdują pracę w branży BPO.

José najpierw długo szukał pracy. W końcu ją znalazł, ale stracił po pół roku. Zdenerwował się i wyemigrował do Polski. Jak wielu innych z Hiszpanii, Włoch i innych krajów Europy Zachodniej.

O branży, w której pracuje większość cudzoziemców w Polsce, mówi się BPO lub SSC. To skróty od Business Process Outsourcing lub Shared Services Centers. Pierwsze to centra outsourcingu, które na zlecenie różnych firm realizują określone usługi, np. księgowość. Drugie to tzw. centra usług wspólnych. Powstają wtedy, kiedy duża korporacja postanowi wydzielić np. dział księgowości i zamiast zatrudniać księgowych we wszystkich oddziałach, tworzy jedno wielkie centrum obsługujące wszystkie kraje.

W Krakowie, który jest w tym sektorze liderem w Polsce, w centrach usług wspólnych pracuje 36 tysięcy osób. Niemal pewne jest, że te liczby jeszcze wzrosną. ABSL, organizacja zrzeszająca najważniejszych inwestorów sektora prognozuje, że za 5 lat będzie zatrudniać w Polsce 250 tys. ludzi. Ponad 80 proc. centrów usług wspólnych działających w Polsce zatrudnia cudzoziemców. Stanowią w nich od kilku do ponad 50 proc. pracowników. W Shell Business Service Centre w Krakowie pracuje 30 różnych narodowości. We wrocławskim oddziale IBM – 59.

Wiele osób, które przyjechały do Polski, nie mogło znaleźć pracy w swoim kraju. Problem dotyczy w szczególności państw Europy Zachodniej, dotkniętych skutkami wielkiego kryzysu. „W latach 80. Polacy emigrowali do Grecji. Wielu z nich znalazło pracę i osiedliło się tam na stałe. W latach 90. PKB Polski per capita był o ponad połowę niższy niż w Grecji. Teraz niemal się z nim zrównał. I to rozwijające się polskie miasta przyciągają młodych Greków” – pisał w zeszłym roku w greckim dzienniku „Kathimerini” Alexander S. Kritikos z Niemieckiego Instytutu Badań nad Gospodarką.

„Tylko ta pogoda…”

José, 27-latek spod Barcelony, od półtora roku mieszka w Krakowie. Pracuje w firmie informatycznej Capgemini. Zajmuje się outsourcingiem księgowości dla hiszpańskojęzycznych firm. – Skończyłem inżynierię przemysłową w Barcelonie. Długo nie mogłem znaleźć pracy w Hiszpanii. W końcu dostałem ofertę aż na Teneryfie. Pojechałem tam, ale po pół roku była redukcja etatów i mnie zwolnili. Wtedy się zdenerwowałem i postanowiłem szukać posady wszędzie, nie tylko w Hiszpanii. Padło na Kraków, bo tam najszybciej znalazłem pracę. Poza tym nie bałem się Polski, bo jeszcze na studiach spędziłem jeden semestr na Erasmusie w Poznaniu – mówi José.

 

– Rozmowa kwalifikacyjna odbyła się na Skypie. Nie minęło półtora tygodnia, a byłem już w Krakowie. W tej chwili w moim projekcie pracuje około 50 osób, z czego pięcioro, sześcioro to Hiszpanie. Było nas więcej, ale część osób wróciła do Hiszpanii. Większość traktuje Polskę jak przejściowy etap. Liczą, że jak wrócą do domu, to doświadczenie w międzynarodowej firmie będzie dobrze wyglądać w CV. Ja na razie nie planuję powrotu. Poznałem w Krakowie dziewczynę, mieszkamy razem. Jestem tu bardzo szczęśliwy. Nic poza pogodą mi w Polsce nie przeszkadza – przyznaje José.

„Dziwię się Polakom, którzy emigrują”

Ze statystyk wynika, że ponad połowa Hiszpanów przed 30. rokiem życia mieszka u rodziców. Bezrobocie jest wciąż wysokie, ale w lipcu spadło do poziomu 22,4 proc., najniższego od 2011 roku. – Coraz większą popularność zyskują radykalne partie, takie jak Podemos (hiszp. Damy Radę!) czy Ciudadanos. Nawet jeśli nie dojdą do władzy, to dają ludziom nadzieję, że będzie lepiej – komentuje Hiszpanka Maria, która żartuje, że udało jej się wyprzedzić wielki kryzys. – Przeniosłam się do Warszawy razem z mężem Polakiem w 2008 roku, zanim hiszpańska gospodarka runęła. Wtedy jeszcze na słowo „Polska”, znajomi wytrzeszczali oczy. Kojarzyła im się tylko z wojną i Janem Pawłem II. Z czasem ich podejście się zmieniło. Opowiedziałam im, że w Polsce dostałam roczny urlop macierzyński i pracodawca nie robił mi z tego powodu problemów. Teraz mówią: „Już lepiej siedź w tej Polsce, tutaj nie ma po co wracać”. Dziwię się Polakom, którzy emigrują za granicę.

W Warszawie Maria pracuje w polskim oddziale międzynarodowej firmy Esselte produkującej artykuły biurowe. – Szybko znalazłam pracę, bo kiedy przyjechałam do Polski, Hiszpanów było tu stosunkowo niewiele. Ale już po kilku latach, kiedy szłam na urlop macierzyński, na zastępstwo za mnie zgłosiło się bardzo wielu chętnych – przyznaje.

Dla Hiszpanów szukających pracy w Polsce największym atutem jest znajomość języka. Firmom, które zakładają u nas np. wspólne centra księgowości, łatwiej jest przeszkolić obcokrajowca z księgowości, niż nauczyć polskiego księgowego języka obcego.

„We Włoszech jest niebezpiecznie”

Razem z Marią w Esselte w Warszawie pracuje Larry. – Pochodzę z Peru, ale moja rodzina wiele lat temu wyemigrowała do Włoch. Tam poznałem moją przyszłą żonę Polkę. Mieszkaliśmy przez jakiś czas wspólnie w Mediolanie. Chcieliśmy kupić mieszkanie, ale w 2009 r. najmniejsze kosztowało 200–250 tysięcy euro. W Polsce za te pieniądze można wybudować dom. – Był czas, że miałem wątpliwości, ale teraz jestem bardzo zadowolony, że wybrałem Polskę. We Włoszech sytuacja się pogarsza. Moja rodzina myśli o powrocie do Peru. Znajomi, którzy przed kryzysem kupili mieszkania, będą musieli sprzedać je ze stratą, bo ceny nieruchomości spadły. Poza tym w Mediolanie robi się coraz bardziej niebezpiecznie. W mediach ciągle mówi się o napadach i rozbojach. Warszawa jest bardzo bezpieczna – mówi Larry.

„We Francji trzeba mieć znajomości”

Z powodów finansowych w Polsce zamieszkał Ben, Francuz spod Paryża. – Zaczęło się od Erasmusa. Wybrałem Kraków, bo pradziadkowie pochodzili z Polski. Później wróciłem do Francji, żeby dokończyć studia ekonomiczne w Caen w Normandii. Na uczelniach jest taki system, że każdy pod koniec studiów musi odbyć staż w zawodzie. Żeby dostać sensowną ofertę, trzeba mieć znajomości np. wpływowych rodziców. Firmyprzeważnie w ogóle nie płacą stażystom. Uważam, że to jest po prostu wyzysk. Postanowiłem wrócić do Krakowa i znaleźć normalną pracę, którą później uczelnia zaliczy mi jako staż – wyjaśnia Ben. W ten sposób dostał posadę na stanowisku Financial Accounting Specialist w Capgemini, gdzie zajmuje się obsługą francuskich firm. – Pracodawca zaproponował mi umowę o pracę na czas nieokreślony, chociaż wie, że muszę wrócić do Francji, żeby obronić dyplom. W odpowiednim momencie rozwiążemy umowę za porozumieniem stron. Jak na tutejsze warunki dobrze zarabiam. Polska gospodarka bardzo dobrze się rozwija, jest coraz więcej możliwości. To dobry moment, żeby tu być – mówi Ben.

Większość pracujących w Polsce obcokrajowców z Europy Zachodniej narzeka jednak na niskie zarobki. Korporacyjna pensja wystarcza im z reguły na bieżące wydatki, ale nie na oszczędności. Jednocześnie twierdzą, że koszty utrzymania w dużych polskich miastach są porównywalny do mniejszych miast we Włoszech, Hiszpanii czy Francji.

Imigranci z Zachodu to „ekspaci”

W odniesieniu do przybyszów z Zachodu osiedlających się w Polsce najczęściej nie używa się określenia „imigranci”, tylko bardziej elegancko brzmiącego słowa „ekspaci” (skrót od „ekspatrianci”). W slangu badających to zjawisko ekspertów funkcjonuje też pojęcie „unici”, czyli imigranci z krajów Unii Europejskiej. – Ta ostatnia grupa wymyka się jednak statystykom. Te osoby w większości nie rejestrują swojego pobytu w Polsce – mówi Justyna Segeš Frelak, ekspertka z Instytutu Spraw Publicznych.

W maju badania opinii publicznej na temat cudzoziemców osiedlających się i pracujących w Polsce przeprowadził CBOS. Połowa respondentów odpowiedziała, że zna osobiście jakiegoś mieszkającego w Polsce cudzoziemca. W największych miastach taką znajomość zadeklarowało ponad dwie trzecie badanych.

Źródło: Wyborcza.biz

Share

Dodaj komentarz